Powstał też nowy zwiastun, który znajdziecie w ramce po prawej stronie. Zachęcam do obejrzenia. A TUTAJ możecie zadawać pytania bohaterom opowiadania, do czego także zapraszam. A tymczasem miłego czytania. x
1.
Stanęłyśmy przed ogromną posiadłością cioci
Domi, wytrzeszczając oczy na ten widok. Działka ogrodzona była murem o
piaskowym kolorze, na którym odznaczała się ciemna furtka i brama dla
samochodów, otwierana automatycznie. Sam dom był jednopiętrowy, jednak
podejrzewałam, że w środku mieści się wiele pokoi. Białe ściany i ogromne okna
sprawiały, że budynek wydawał się zimny i nieprzyjemny. Wiedziałam jednak, że
tak nie jest.
- Nigdy nie mówiłaś, że ciocia Adrianna
mieszka jak gwiazda – powiedziałam, spoglądając na Domi.
- Nie wiedziałam – odparła, wzruszając
ramionami. – Nigdy wcześniej tu nie byłam. Chodź, wejdziemy do środka.
Podeszłyśmy do metalowej furtki i Domi
wcisnęła guzik na wiszącym obok białym domofonie. Już po chwili do naszych uszu
doleciał dźwięk otwieranej bramki. Weszłyśmy na teren posiadłości i dróżką
ułożoną z jasnego polbruku ruszyłyśmy w stronę domu. Ciągnąc za sobą walizkę
rozglądałam się na boki, podziwiając zadbany ogród, mieszczący w sobie chyba
wszystkie gatunki rośli, jakie tylko istniały.
- Dominica! Martina! – Usłyszałam znajomy,
damski głos, więc szybko spojrzałam na drzwi wejściowe, w których teraz stała
ciocia Adrianna, machając do nas wesoło. Wyglądała naprawdę dobrze. Kiedyś
ciemne włosy zastąpiły sięgające do ramion blond kosmyki, które odejmowały
kobiecie lat. Miała doskonałą figurę, którą do tego eksponowała idealnie
dopasowana do ciała czarna sukienka, sięgająca do kolan. – Jak się cieszę, że w
końcu dotarłyście!
- Cześć ciociu! – powiedziałyśmy
równocześnie z Domi, posyłając kobiecie szeroki uśmiech. Już kilka lat temu
zakazała mówić mi do siebie „pani”. A ja naprawdę czułam się tak, jakbym
należała do tej rodziny.
Uściskałam mocno kobietę i zaraz
przesunąłem się trochę, by ustąpić miejsca Dominice. Ciocia wyjechała do Los
Angeles dwa lata temu i przez ten czas każda z nas mocno się za sobą stęskniła.
- Wchodźcie do środka – powiedziała kobieta
i przepuściła nas w drzwiach. – Na pewno jesteście zmęczone po podróży, więc od
razu pokażę wam wasze pokoje. Resztę będziecie mogły obejrzeć później.
Przeszłyśmy przez całą długość domu, po
drodze mijając kuchnię, salon i kilka mniejszych pokoi. Wszystko było urządzone
w nowoczesnym stylu, lekko i nieprzytłaczająco. Jasne ściany poprzeplatane były
z brązową boazerią, co dawało fajny efekt. Podobało mi się to.
W końcu stanęłyśmy przed dużymi, ciemnymi
drzwiami, które ciocia Adrianna otworzyła kluczem. Zrobiłyśmy krok do przodu i…
… ledwo powstrzymałam się, żeby nie zacząć
głośno piszczeć.
Pomieszczenie nie należało do jednych z
największych, ani nie było nie wiadomo jak gustownie wyposażone. Posiadało to,
co było niezbędne – dwa duże łóżka, szafki nocne, ogromną szafę na ubrania,
szklany stolik i stojące obok niego wygodne pufy. Nie to zrobiło na mnie
największe wrażenie.
Dokładnie naprzeciwko nas znajdowały się
duże, szklane drzwi, które prowadziły od razu na… plażę! Wiedziałam, że dom
znajduje się blisko oceanu, ale nie miałam pojęcia, że będziemy miały widok na
wodę wprost z naszego okna!
- To jest niesamowite! – krzyknęła Domi i
podbiegła do drzwi, po czym otworzyła je na całą szerokość. Wzięła głęboki
wdech i uśmiechnęła się szeroko. – Podejdź tu, Marti.
Szybkim krokiem podeszłam do dziewczyny i
stanęłam obok niej. Delikatny, ciepły wiaterek uderzył w moją twarz,
przyprawiając o miłe doznania. Przede mną rozciągało się pasmo piasku, na
którego końcu zaczynał się ocean. Nie była to główna plaża, więc na co dzień
nie będą przeszkadzały nam wrzaski ludzi.
- Wyobrażasz sobie, jak musi wyglądać tutaj
zachód słońca? – szepnęłam, wciskając swoją rękę pod ramię przyjaciółki. – To
na pewno coś niesamowitego.
- To jest jak fantazja – odszepnęła Domi,
po czym odwróciła głowę. – Ciociu, to najlepsze…
Nie dokończyła, więc spojrzałam za siebie,
jednak cioci Adrianny już nie było. Zostawiła nas same, byśmy mogły nacieszyć
się tym widokiem.
Spojrzałam na Domi w tym samym momencie co
ona na mnie. Z naszych ust wydobył się pisk radości. Jeszcze nigdy nie byłam
tak podekscytowana.
- Mówiłam już, że to będą najlepsze wakacje
w naszym życiu?
Szatynka pokiwała ze śmiechem głową.
- Tam gdzie jesteśmy razem, zawsze jest
najlepiej.
2.
Kiedy otworzyłam oczy, przez chwilę nie
mogłam się zorientować, gdzie jestem. Dopiero po kilku sekundach dotarło do
mnie, że jesteśmy już w Los Angeles. Spojrzałam na stojące obok łóżko, na
którym spała moja przyjaciółka. Chwilę potem przeniosłam wzrok na zegarek
wiszący nad drzwiami, po czym przewróciłam oczami, widząc, że wskazuje dopiero
godzinę dziesiątą. Domyślałam się, że Marti nie prędko otworzy oczy. Uwielbiała
spać do późna, tym bardziej, że wczoraj przesiedziałyśmy pół nocy, rozmawiając
o planach na najbliższe dni.
Zsunęłam się z łóżka i rozciągnęłam porządnie,
by zaraz podejść do szklanych drzwi i otworzyć je na całą szerokość, tak by
świeże powietrze dostawało się do środka. Poczłapałam do szafy, do której wczoraj
trafiły wszystkie nasze ubrania i wyciągnęłam z niej czystą bieliznę, krótkie,
dżinsowe spodenki i białą koszulkę na ramiączka. Przez ramię przerzuciłam
ręcznik i wyszłam z pokoju, udając się do łazienki znajdującej się naprzeciwko.
Chłodna woda zmyła ze mnie resztki snu,
orzeźwiając mnie i rozbudzając. Porządnie wytarłam się ręcznikiem i nałożyłam na
siebie przygotowane ubrania, po czym dokładnie wysuszyłam włosy. Umyłam zęby i
nałożyłam na twarz delikatny makijaż. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i
uśmiechnęłam się sama do siebie. Byłam gotowa na pierwszy dzień w Los Angeles.
Wróciłam do pokoju, gdzie od razu
dostrzegłam stojącą przy szafie Marti, ziewającą szeroko.
- Już myślałam, że prześpisz cały dzień –
powiedziałam wesoło, siadając na łóżko, po czym sięgnęłam po swój telefon,
leżący na szafce nocnej.
Martina odwróciła się i pokazała mi
środkowy palec, na co zaśmiałam się tylko cicho.
- Idę się myć – mruknęła zaspana, po czym
ruszyła w stronę drzwi z ubraniami w ręku. – A ty lepiej zrób śniadanie –
dodała na odchodnym, po czym głośno zamknęła za sobą drzwi.
Przewróciłam oczami, schowałam telefon do
kieszeni spodenek i wyszłam z pomieszczenia, kierując się w stronę kuchni.
Zastałam tam Adriannę, siedzącą przy stole i czytającą poranną gazetę,
popijając przy tym kawę.
- Dzień dobry.
Kobieta podniosła wzrok i uśmiechnęła się
do mnie szeroko. Zamknęła gazetę i odłożyła ją na bok, biorąc do ręki filiżankę
z gorącym napojem.
- I jak pierwsza noc w nowym miejscu? –
spytała, na co pokazałam jej wysoko uniesiony w górę kciuk. – Zrobiłabym wam
śniadanie, ale nie wiedziałam, o której wstaniecie.
- Nie przejmuj się ciociu – odpowiedziałam,
podchodząc do lodówki. – Poradzimy sobie same. Wychodzisz dzisiaj do pracy?
Moja ciotka prowadziła małą wytwórnię, do
której przyjmowała nowo rozwijające się talenty. Pomagała im uzyskiwać sukcesy
w postaci wydawania płyt czy różnych koncertów. Uwielbiała tą pracę, o czym
często wspominała.
- Właściwie to powinnam już wychodzić –
usłyszałam głos cioci i odwróciłam się do niej, po czym kiwnęłam głową. – Macie
jakieś plany na dzisiaj? Będę wam potrzebna?
- Pójdziemy zwiedzić miasto, a wieczorem
przejdziemy się na plaże – odpowiedziałam, wzruszając ramionami. – Nie przejmuj
się nami, świetnie sobie poradzimy.
Kobieta wstała od stołu, odstawiła pustą
filiżankę do zmywarki, po czym podeszła do mnie i cmoknęła mnie w policzek.
Uśmiechnęłam się, przewracając oczami.
- W razie czego, dzwońcie.
Po raz kolejny kiwnęłam głową i
odprowadziłam ciocię wzrokiem. Zaraz po tym otworzyłam lodówkę i wyjęłam z niej
wiśniowy dżem i karton soku brzoskwiniowego. Do tostera stojącego na blacie
wrzuciłam dwie kromki odpowiedniego chleba znalezionego w szafce, po czym do
szklanek nalałam soku. Kiedy grzanki były już gotowe, posmarowałam je dżemem i
wstawiłam kolejną porcję.
- Ale jestem głodna – odwróciłam się,
słysząc za sobą głos Marti. Była już w pełni rozbudzona i gotowa do wyjścia.
Krótkie, czarne spodenki i wciśnięta w nie błękitna koszula podwinięta do łokci
idealnie podkreślały jej talię. Opadła na krzesełko przy stole i zabrała się za
swoją porcję grzanek. – To co dzisiaj robimy?
Usiadłam naprzeciwko niej ze swoim
śniadaniem i uśmiechnęłam się szeroko.
- Dzisiaj podbijamy Los Angeles,
przyjaciółko.
3.
- To najbardziej męczący wypad na miasto,
jaki kiedykolwiek przeżyłam.
Przechodziłyśmy z Martiną koło wielkiego
centrum handlowego, zmęczone, ale zdecydowanie szczęśliwe. Zwiedziłyśmy
większość centrum miasta, zachwycając się każdą napotkaną rzeczą. Wszystko tu
było takie inne. Kolorowe i radosne. Przechodnie, samochody, reklamy na
wielkich słupach. Czułam, że mogłabym tu zamieszkać na stałe.
Nagle moją uwagę przykuł ruch przy głównym
wejściu do centrum handlowego. Kilkanaście dziewczyn stało tam, piszcząc co
jakiś czas i głośno się śmiejąc. Zdawało mi się, że jedna z nich nawet płakała.
- Co tam się dzieje? – zwróciłam się do
Marti, która także przyglądała się tej sytuacji.
- Może jakaś niesamowita wyprzedaż, albo
coś w tym rodzaju – mruknęła dziewczyna i nagle stanęła. – Zajdźmy tam, muszę
zajść do toalety.
Westchnęłam cicho i ruszyłam za
przyjaciółką, czując jak moje stopy odmawiają mi posłuszeństwa. Na tak długi
wypad zdecydowanie nie powinnam ubierać butów na koturnie, które były
szczególnie nie wygodne. Zawsze popełniałam ten sam błąd.
Przecisnęłyśmy się przez zgromadzone przed
wejściem dziewczyny i po chwili znalazłyśmy się w wielkim gmachu, w którym
pachniało cytrusowym odświeżaczem do powietrza.
- A teraz znajdź tu łazienkę, kobieto –
mruknęłam do siebie, rozglądając się na boki. Dostrzegłam napis informujący, że
toalety znajdują się piętro wyżej. Szturchnęłam Marti i ruszyłyśmy w stronę
ruchomych schodów, którymi wjechałyśmy
na kolejne piętro.
Dopiero po kilku minutach znalazłyśmy
odpowiednie drzwi, prowadzące na wąski korytarz, na którym znajdowały się
łazienki. Weszłyśmy tam i przewróciłam oczami, słysząc w radiu muzykę jazzową.
Czy to miało niby umilić ludziom załatwianie swoich potrzeb? Żałosne.
Łazienka dla dziewczyn znajdowała się na
samym końcu korytarza, więc ruszyłam tam, chcąc mieć to wszystko jak
najszybciej z głowy.
Niestety, nie dane było mi to zrobić.
Poczułam silne uderzenie w głowę, które
zwaliło mnie z nóg. Upadłam na zimną posadzkę i byłam pewna, że po tym upadku
na moim tyłku pozostanie wielki siniak.
- Ty durna, nędzna kreaturo! – wrzasnęłam,
łapiąc się za miejsce na głowie, w które uderzyły mnie drzwi. – Uważaj jak
chodzisz, do jasnej cholery!
Szybko podniosłam się z miejsca i
spojrzałam przed siebie, po czym szeroko wybałuszyłam oczy. Przed wejściem do
męskiej ubikacji stała piątka chłopaków, którzy zdecydowanie należeli do ostatnio
popularnego zespołu One Direction.
Poczułam jak Marti łapie mnie za ramię i
mocno ściska. Przez chwilę nie wiedziałam, co mam zrobić, ani co powiedzieć.
Właśnie zostałam uderzona drzwiami przez chłopaków, którzy byli znani na całym
świecie.
- O
matko… ja… znaczy… nie chciałam – zaczęłam się jąkać, na co chłopak w loczkach,
Harry, o ile dobrze pamiętałam, zaczął cicho chichotać. Ale to nie on odezwał
się pierwszy.
- Ładna buźka, brzydki język. Pięknie.
Przeniosłam wzrok na stojącego dokładnie
przede mną mulata, Zayna, który patrzył na mnie z jedną brwią uniesioną do
góry. Prychnął cicho, po czym ruszył w stronę wyjścia z korytarza.
Przepraszam, co on powiedział?
- Hej! – krzyknęłam, po czym wyrwałam rękę
z uścisku Marti i ruszyłam za chłopakiem. – Poczekaj chwilę!
Chłopak odwrócił się gwałtownie i spojrzał
na mnie pytającym wzrokiem. Jego postawa świadczyła o tym, że był niesamowicie
pewny siebie, co nie wiedząc czemu, sprawiło, że zalała mnie fala złości.
- To ty uderzyłeś mnie drzwiami? –
spytałam, na co brunet uśmiechnął się łobuzersko. – Nie uważasz, że należą mi
się jakieś przeprosiny?
Chłopak westchnął ciężko i posłał mi
znudzone spojrzenie.
- Trzeba było nie iść tak blisko nich.
Zszokowana otworzyłam szeroko oczy, a na
usta cisnęły mi się najgorsze przekleństwa, jakie tylko znałam. Jaki ten
człowiek miał tupet.
- Słuchaj, panie gwiazda – zaczęłam ostro,
podchodząc bliżej niego. – To, że uważasz się za wielkiego piosenkarza i jakieś
durne dziewczyny piszczą za każdym razem, jak tylko usłyszą twoje imię, nie
oznacza, że nie możesz mieć szacunku dla innych!
- Nie unoś się tak…
Tego było już za wiele.
- Póki co, jestem jeszcze naprawdę
spokojna! – powiedziałam, podnosząc głos. – Ale należą mi się przeprosiny za
to, że kompletnie nie uważasz jak chodzisz!
Zayn chciał już coś powiedzieć, jednak w
tej samej chwili pojawił się przy nim chłopak o kasztanowych, roztrzepanych
włosach i niebieskim spojrzeniu. Louis, tak chyba było mu na imię, położył rękę
na ramieniu przyjaciela i lekko się uśmiechnął.
- Nie potrzebujemy tu awantur, prawda? –
miał delikatny, spokojny głos. – Mały wypadek, nic wielkiego się nie stało.
Rozejdźmy się i wszystko będzie w porządku.
W tym samym czasie, kiedy mówił, pozostała
trójka stanęła obok, z uśmiechami na twarzach przypatrując się całej tej
sytuacji. Zmrużyłam oczy i skierowałam gniewne spojrzenie na Louisa.
- Ale ciebie nikt nie pytał o zdanie.
- Domi, przestań.
Spojrzałam w bok, gdzie obok mnie pojawiła
się Marti, która posłała mi karcące spojrzenie, by zaraz potem zwrócić się do
chłopaków.
- Przepraszam za przyjaciółkę –
powiedziała, posyłając im jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów. Prychnęłam cicho,
przewracając oczami. – Czasami staje się nazbyt… wybuchowa.
- Tak się składa, że zauważyłem – odezwał się
Zayn, posyłając mi spojrzenie. Chciałam już coś powiedzieć, jednak Martina
delikatnie uszczypnęła mnie w rękę.
- Najlepiej będzie, jak zapomnimy o całej
tej sytuacji i wrócimy do swoich zajęć – kontynuowała moja przyjaciółka, powoli
ciągnąc mnie w stronę łazienki. – Fajnie było was spotkać.
Cała czwórka, pomijając Zayna, kiwnęła
głowami, po czym wszyscy odwrócili się na pięcie i ruszyli do wyjścia.
Patrzyłam za nimi, po czym skierowałam w ich stronę środkowy palec. Dobiegł
mnie głośny śmiech Marti, więc spojrzałam na nią, unosząc brwi.
- To była najlepsza rzecz, jaka mogła mnie
tu spotkać! – powiedziała, śmiejąc się przy tym głośno. – Właśnie kłóciłaś się
z One Direction, dziewczyno!
Patrzyłam na jej roześmianą twarz,
uspokajając się po całej tej sytuacji. Minęło kilka dobrych minut, zanim
Martina chociaż trochę się uspokoiła.
- Czy to stało się naprawdę? – spytałam głupio
i spojrzałam na przyjaciółkę. Patrzyłyśmy na siebie przez kilka sekund, by
zaraz wybuchnąć głośnym śmiechem.
Tak witamy się z Los Angeles, pomyślałam,
cały czas nie przestając się śmiać.
Jak to "spieprzyłaś sprawę"? Dziewczyno, ten rozdział jest naprawdę bardzo dobry! A końcówka spodobała mi się najbardziej. Już zdążyłam polubić Dominicę, haha. Piszesz ciekawie i nie mam się do czego przyczepić. Dlatego pozostaje mi jedynie życzyć powodzenia w dalszym tworzeniu i prosić o informowanie mnie na moim blogu o kolejnych rozdziałach. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
http://we-uncover.blogspot.com/
Cudowny rozdział jak jego poprzednie. Plus za Los Angeles. Ja tam muszę się wybrać! Pięknie napisany rozdział. Nie ma to jak kłócić się z One Direction ♥ Kocham "Słuchaj panie gwiazda".
OdpowiedzUsuńOd ciebie zależy czy dodam rozdział:
ostatni-wdech.blogspot.com
Końcówka była wręcz Genialna! Czytałam ją z takim uśmiechem na ustach, że mam aż ochotę krzyknąć, że ja chce więcej! Zdecydowanie mogłabym pochłonąć w tej chwili kolejny rozdział. Już sobie wyobrażam jak z wytęsknieniem będę oczekiwać dalszego ciągu.
OdpowiedzUsuńNie ma to jak Los Angeles... Sama chciałabym tam kiedyś pojechać, ale na pewno nie miałabym podobnego szczęścia do twoich bohaterek i nie spotkałabym One Direction. Zresztą Domi ma naprawdę wybuchowy charakterek, a jej teksty zwyczajnie powaliły mnie na ziemie. Proszę o więcej starć miedzy nią, a chłopakami z zespołu! Już oczekuję kolejnego rozdziału i życzę dużo weny! Pozdrawiam :)
Dalej nie mogę przestać się zmiać z końcówki. Ta kłótnia była NIEZIEMSKA. "Słuchaj, panie gwiazda" zdecydowanie rządzi. Albo "Ale ciebie nikt nie pytał o zdanie". Widać, że Domi nie daje sobie w kaszę dmuchać i jest dosyć wybuchowa. Całe szczęście, że Marti nagle wkroczyła do akcji, bo gdyby nie ona, nie chcę nawet myśleć, co by to było.
OdpowiedzUsuńPoza tym podoba mi się przyjaźń Marti i Domi. Są tak blisko siebie, że to aż bije. Niczym siostry. Mam nadzieję, że ich przyjaźń nie zostatnie wystawiona na próbę. Chociaż wydaje mi się, że kochają się na tyle, że nigdy by siebie nie zostawiły, prawda?
A ten dom w Los Angeles. Ile ja bym dała, żeby zamienić się z dziewczynami miejscami.
Już śmiało mogę stwierdzić, że kocham to opowiadanie, więc nie każ czekać mi na nasępny rozdział zbyt długo! x
cudownie piszesz, inaczej niż inni i to jest takie fajne, Domi fajnie wybuchła ale myślałam że bd gorzej xD
OdpowiedzUsuńogólnie bardzo ciekawi mnie jak potoczy się cała akcja...
niecierpliwie czekam na następny i mam nadzieję że jak najszybciej dodasz!
WENY
@Fucked_Up_Kid
świetny rozdział czekam nn
OdpowiedzUsuńZ prawdziwą przyjemnością zabrałam się za czytanie rozdziału. Szczerze mówiąc, uwielbiam czytać o Twoich bohaterkach. Zawsze lubię czytać o prawdziwej, silnej przyjaźni, a jak widać, właśnie coś takiego łączy Dominicę i Martinę. W sumie ciotka Adrianna również zrobiła na mnie całkiem miłe wrażenie. Ma dobrze płatną pracę i luksusowy dom - po opisie stwierdzam, że wnętrze musi być naprawdę piękne - a jednak to wciąż miła, dobra kobieta. Na pewno dziewczyny spędzą świetnie czas w jej towarzystwie.
OdpowiedzUsuńPo ciężkim dniu wspaniale było czytać, jak Domi i Martina stopniowo aklimatyzują się w nowym miejscu. Może to głupie, ale nawet opis tak prozaicznych czynności, jak poranna toaleta to coś, co śledzę bez najmniejszego znużenia.
Aż zapomniałam, że to opowiadanie o One Direction xD Dopiero gdy wspomniałaś o tłumie piszczących dziewczyn, przypomniałam sobie o chłopakach. Spotkanie bohaterek z zespołem było wprost epickie! Zayn nieprzyjemnie mnie zaskoczył swoim chamskim zachowaniem, ale podejrzewam, że tworzy tylko taką otoczkę, a tak naprawdę jest zupełnie inny. Muszę też przyznać, że Dominica ma niezły tupet i gorący temperament ;D Na szczęście Louis załagodził sytuację. Jestem pewna, że ta siódemka spotka się ponownie już wkrótce ;)
Rozdział bardzo mi się podobał, czekam na następny <3
Uwielbiam to opowiadanie, uśmiech nie schodził z mojej twarzy, kiedy czytałam ten rozdział. Mam nadzieję, że kolejny pojawi się jak najszybciej!
OdpowiedzUsuńNa początku powiem, że z całego serca cię przepraszam, że dopiero teraz zabrałam się za czytanie tego opowiadania. Ogólnie teraz próbuję nadgonić blogowe zaległości, ale ich ilość mnie przeraża ;o
OdpowiedzUsuńOkej, zabieram się do czytania tego rozdziału.
Dobra, od razu mówię, że kocham to opowiadanie. Jest takie przyjemne, lekkie. idealne na wakacje. <3
Hahahah scena, kiedy Domi kłóci się z Zaynem bardzo mnie rozbawiła. Jestem bardziej niż pewna, że jeszcze nie raz się spotkają. Cieszę się, że dziewczyny szybko zaaklimatyzowały się w nowym miejscu. Mam nadzieję, że wakacje w LA naprawdę będą najlepsze w ich życiu.
Życzę ci dużo weny i mam nadzieję, że od teraz uda mi się na bieżąco czytać i komentować nowości u ciebie. <3
PS. Jutro zabiorę się za czytanie i komentowanie PS. I love You. :)
Pozdrawiam, Greaseblow.
(dawniej Pallina x)
Hej kochana :* Mam nadzieję, że jeszcze mnie pamiętasz :) Postanowiłam znów nacieszyć się Twoją twórczością i trafiłam tutaj.
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo mi się podobał. Sama chciałabym spędzić wakacje w Los Angeles i to w dodatku z takim widokiem z pokoju! Marzenia! Oh i jakby tego było mało - spotkanie One Direction w centrum handlowym *.* Umarłabym! Ale tak czy inaczej - Zayn powinien chociaż przeprosić Domi. To przecież była jego wina. No ale zobaczymy jak to wszystko się dalej potoczy. :) Czekam na trójkę i powiadamiaj mnie :)
PS. Zapraszam Cię tutaj {mistyfikacje-uczuc.blogspot.com} na razie jestem tylko tutaj.
To nie była jej wina, Zayn po prostu powinien mieć rentgen w oczach :) Rozdział bardzo fajny.
OdpowiedzUsuńJej, fajny rozdział!
OdpowiedzUsuńStrasznie podoba mi się Twój styl :) Jest taki lekki, ale zarazem ujmujesz wszystkie opisy w najdrobniejszych szczegółach, jednocześnie zostawiając czytelnikowi pole dla wyobraźni.
Poza tym, uwielbiam Dominicę! Uwielbiam jej temperament, jej odzywki, jej imię! :D
Szczerze, trudno mi jest sobie wyobrazić Zayna w roli takiego olewającego wszystko hipstera (przepraszam za wyrażenie). Zawsze miałam go za takiego najmilszego, najsłodszego, chociaż w sumie nigdy nie był moim 'ulubionym' spośród chłopaków :p
Mam nadzieję, że Domi będzie z Lou. Jak zaczynałam słuchać 1D i jeszcze miałam taką 'fazę' na podkochiwanie się z piosenkarzach, zapisywałam całe strony w zeszytach opowiadaniami o Dominice Tomlinson :P Takie tam moje odchyły sprzed dwóch lat. Chociaż podejrzewam, że nie tylko ja robiłam takie rzeczy ;)
Jutro przeczytam resztę rozdziałów i postaram się skomentować wszystko :)
xx
No proszę, to dopiero spotkanie głównych bohaterów! W korytarzu przed łazienką, tego jeszcze nie widziałam. Woh, czyżby trafiła kosa na kamień? Charakter Malika dał się we znaki wybuchowej Domi. Dobrze, że reszta zareagowała jeszcze zanim doszło do rękoczynów. Chociaż to, nie powiem, byłoby jeszcze zabawniejsze :D Pierwsze spotkanie mamy za sobą, teraz jestem ciekawa co się wydarzy, że bohaterowie znów wejdą sobie w drogę. Choć coś czuje, że w tym wydarzeniu maczać palce będzie ciocia dziewczyny? Ach, mówiąc o Adriannie, chyba ją też polubiłam. Pokazała się na dosłownie chwilkę, ale zostawiła jakiś taki trwały ślad, że w sumie ciekawa jestem jej osoby. Może to przez to, że na ogół bardzo lubię śledzić losy bohaterów drugoplanowych, nie wiem skąd mi się to wzięło :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)