01. Rozdział pierwszy - Los Angeles, nadchodzimy.

Od autorki: Po długim oczekiwaniu, w końcu jest pierwszy rozdział. Nie jest specjalnie dobry, ale początki zawsze takie są. Przedstawiłam Wam mniej więcej zarys głównych bohaterek.
Zapraszam także do obejrzenia zwiastuna opowiadania, który znajdziecie w ramce po prawej stronie. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu.
A tymczasem zapraszam do czytania! x




    „Teraz gdy o tym myślę, nie chodzi o uczucie, które zrodziło się między nami. Chodzi o to, jak się przy nim czułam. O sposób, w jaki na mnie patrzył, jak mnie dotykał. Tak jakbym była pierwszą i ostatnią kobietą – czy może być coś wspanialszego dla  osoby, która desperacko poszukiwała szczęścia? Gdybym miała możliwość cofnięcia czasu i zostawienia wszystkiego, co teraz posiadam, by raz jeszcze tak się poczuć – zrobiłabym to.
    Był pierwszą i ostatnią osobą, którą darzyłam tak niewyobrażalnie silną i bezwarunkową miłością.”

    „Posiadał wady. Miał ich setki, a jednak patrząc na niego widziałam dobro w najczystszej postaci. Jedyne czego pragnęłam, to już zawsze czuć przy sobie jego obecność. Potrzebowałam go, niczym powietrza. Był najważniejszą osobą w tamtym okresie mojej egzystencji. Patrząc na to z perspektywy czasu, wydaje mi się, że gdy to wszystko się skończyło, skończyło się również moje życie. Rozpoczęłam nowe, tamto zostawiając daleko za sobą. Ale gdyby ktoś teraz spytał mnie, czy znów mogłabym go pokochać, bez wahania odpowiedziałabym „tak”. Co więcej, myślę, że uczucie, którym go darzyłam, wciąż skrywa się gdzieś w środku mnie.”


1.

    Z trudem dopięłam ogromną, czarną walizkę leżącą na łóżku i uśmiechnęłam się do siebie triumfalnie. W końcu udało mi się spakować wszystkie potrzebne rzeczy w jednym miejscu i nie musiałam szykować kilku kolejnych toreb, oprócz jednej, podręcznej.
    Chwyciłam za rączkę podróżnej torby i uniosłam ją do góry. Sapnęłam cicho, marszcząc przy tym brwi; nie spodziewałam się, że będzie aż tak ciężka. Z lekkim wysiłkiem postawiłam ją przy ścianie, po czym rozejrzałam się po pokoju, chcąc sprawdzić, czy aby na pewno wszystko zabrałam.
    Starałam się poczuć coś na kształt żalu, że zostawiam swój azyl na całe trzy miesiące. Jednak po chwili wzruszyłam tylko ramionami i znów się uśmiechnęłam. Czekały mnie najlepsze wakacje w całym moim życiu i nie miałam czego żałować. Byłam pewna, że przez cały ten okres nawet przez chwilę nie zatęsknię za Nowym Jorkiem.
    W końcu kto myśli o szarym, nudnym mieście będąc w takim miejscu jak Los Angeles?
    Wyciągnęłam rączkę tak, aby można było ciągnąć walizkę na kółkach i wyszłam z pokoju, nie odwracając się za siebie. Zostawiłam bagaż na środku jasnego przedpokoju i przejrzałam się w wiszącym tam lustrze.
    Krótkie, brązowe włosy przykrywał duży, słomiany kapelusz przewiązany błękitną wstążką. W niebieskich oczach można było dostrzec iskierkę radości, a pełne usta wyginały się w uśmiechu.
    Strzepnęłam niewidzialny pyłek z białej sukienki odkrywającej ramiona i nasunęłam na bose stopy niebieskie koturny. Raz jeszcze przyjrzałam się sobie i kiwnęłam głową, zadowolona z końcowego efektu.
    - Jeszcze nie jesteś w Los Angeles, córciu.
    Spojrzałam w prawo i dostrzegłam swoją rodzicielkę, stojącą w progu kuchni i przyglądającą się mi z uśmiechem. To po niej odziedziczyłam swoją urodę – tak samo gęste, ciemne włosy; ten sam kolor oczu.
    - Wiem, ale kiedy już wyjdę z samolotu, chcę się czuć tak, jakbym mieszkała tam od zawsze – odpowiedziałam radośnie i zdjęłam z wieszaka szary sweterek po czym zarzuciłam go na swoje ramiona.
    - Musisz już iść, jeśli chcesz w ogóle zdążyć na ten samolot.
    Westchnęłam cicho i odwróciłam się w stronę kobiety. Uśmiechnęłam się delikatnie i podeszłam do niej, by zaraz zamknąć ją w swoich objęciach.
    - Bądź grzeczna i uważaj na siebie – szepnęła Anna, klepiąc mnie po plecach. – Nie chcę, żeby ciocia Adrianna dzwoniła do mnie i robiła wykład na temat złego wychowania.
    Zaśmiałam się cicho i odsunęłam od rodzicielki, po czym starłam samotną łzę z policzka kobiety.
    - Ciocia Adrianna jest w porządku – powiedziałam. – I mamo, to tylko trzy miesiące. Nic mi się nie stanie.
    Po tych słowach odwróciłam się na pięcie, chwyciłam za swoją walizkę i ruszyłam w stronę wyjściowych drzwi. Odwróciłam jeszcze głowę i posłałam matce całusa.
    -  Dominica, obiecaj, że będziesz dzwonić codziennie! – krzyknęła jeszcze kobieta, kiedy zamykałam już za sobą drzwi.
    - Co dwa dni! – odkrzyknęłam, przewracając oczami. – Kocham cię!
    Zjeżdżając windą na sam dół wielkiego wieżowca, w którym mieszkałam, czułam się tak szczęśliwa, jak jeszcze nigdy w życiu. Wiedziałam, że to będą wakacje, których nigdy nie zapomnę.
    Po chwili wyszłam na zatłoczoną ulicę Nowego Jorku i czym prędzej złapałam taksówkę, która miała zawieźć mnie na lotnisko. Po drodze wyglądałam przez szyby samochodu, obserwując śpieszących się gdzieś ludzi. Większość z nich zmierzała do pracy, gdzie mieli spędzić kolejny ciężki dzień. Trochę im współczułam; będą musieli użerać się z wrednymi klientami lub niedoceniającymi szefami, podczas gdy ja będę siedziała w samolocie do Los Angeles, mając przy sobie najlepszą przyjaciółkę.
    Byłam bardzo wdzięczna ciotce Adriannie, że ta zgodziła się przyjąć mnie i Martinę pod swój dach na całe trzy miesiące. W końcu mieszkanie z dwoma nastolatkami mogło być nieco uciążliwe, ale znając siostrę mojej mamy, nie będzie miała z tym większego problemu.
    Po kilkunastu długich minutach drogi w końcu znalazłam się na lotnisku. Zapłaciłam taksówkarzowi odliczoną sumę pieniędzy i wysiadłam z samochodu, po czym rozejrzałam się dookoła. Czym prędzej skierowałam się w stronę wejścia do wielkiego, dwupoziomowego gmachu, ciągnąc za sobą walizkę. Wokół mnie tłum ludzi zmierzał w przeciwnym kierunku niż ja – prawdopodobnie właśnie jakiś samolot wylądował w Nowym Jorku. Ludzie zjeżdżali się na wakacje, podziwiać to wielkie miasto. Prychnęłam cicho pod nosem, zastanawiając się, co ich tu przyciąga. Możliwe, że to fakt iż mieszkałam tu od urodzenia sprawiał, że miejsce to nie robiło na mnie takiego wrażenia.
    Zatrzymałam się pośrodku dużego pomieszczenia, w którym stało kilkanaście ławek, a z głośników wydobywał się damski głos informujący o przylotach i odlotach poszczególnych samolotów. Wyciągnęłam z torebki telefon i wybrałam numer Martiny, chcąc się dowiedzieć, ile czasu zajmie jej jeszcze dotarcie tutaj. Przed spotkaniem ze mną miała pożegnać się jeszcze z Charliem sam na sam i mogłam się tylko domyślać, jak długo będzie to trwało.
    Kiedy po kilku sygnałach włączyła się poczta głosowa, zrezygnowana westchnęłam i usiadłam na jednej z ławek. Obserwowałam ludzi wokół mnie, starając się rozgryźć, o czym każdy z nich może myśleć; od zawsze lubiłam to robić.
    Miałam tylko nadzieję, że czas spędzony na czekaniu na przyjaciółkę zleci jak najszybciej.


2.

    Podekscytowana zmierzałam w stronę lotniska, trzymając za rękę najwspanialszego chłopaka na świecie, a drugą ciągnąc za sobą zieloną walizkę. Po tak długich oczekiwaniach w końcu nadszedł jeden z najwspanialszych dni w moim życiu – wylot na wakacje do Los Angeles. Co prawda fakt, że musiałam zostawić tu swoją rodzinę i Charliego sprawiał, że chciało mi się płakać, jednak myśl o wyjeździe do tak wspaniałego miasta poprawiał mi humor.
    Zatrzymałam się przed szerokimi, automatycznie rozsuwającymi się drzwiami i odwróciłam w stronę towarzyszącego mi chłopaka. Uśmiechnęłam się do niego i przejechałam dłonią bo jego ciemnej skórze twarzy. Przez chwilę podziwiałam jego piękne, duże, ciemne oczy, po czym złączyłam nasze wargi w pocałunku.
    - Będę za tobą tęsknił – szepnął, kiedy w końcu się od siebie odsunęliśmy. – Nie chcę, żebyś zostawiała mnie na tak długo.
    Westchnęłam lekko, po czym splotłam nasze dłonie w silnym uścisku.
    - To tylko trzy miesiące, Charlie – powiedziałam pewnie. – Zobaczysz, że nawet się nie obejrzysz, a ja już będę z powrotem.
    Mulat kiwnął niepewnie głową, po czym zamknął mnie w silnym uścisku.
    - Kocham cię, wiesz o tym, prawda? – mruknął mi do ucha, po czym przygryzł jego płatek. Zaśmiałam się delikatnie na ten gest. – Nie zapomnij tam o mnie, dobrze? Dla jakiegoś opalonego miejscowego.
    Pokręciłam ze śmiechem głową i spojrzałam mu prosto w oczy. Starałam się zrobić wszystko, żeby łzy nie poleciały mi ciurkiem. Doskonale wiedziałam, że będę za nim tęsknić i każdy dzień będzie przepełniony myślami o nim.
    - Nigdy nie zrobiłabym czegoś takiego, skarbie. Za bardzo cię kocham.
    - Obiecujesz?
    - Obiecuję.
    Pocałował mnie delikatnie, jednak w tym prostym geście poczułam całą miłość, jaką mnie darzył. Puściłam go i chwyciłam swoją walizkę, po czym odwróciłam się na pięcie i ruszyłam przed siebie, powstrzymując cisnące się do oczy słone łzy.
    Kiedy byłam już w środku budynku, odwróciłam się raz jeszcze, by pomachać stojącemu tam chłopakowi. Uśmiechał się do mnie najpiękniejszym ze swoich uśmiechów, przez co moje serce momentalnie przyśpieszyło swe bicie.
    Nie ryzykując, że nagle zrezygnuję i pobiegnę do niego, by rzucić mu się w ramiona, zrobiłam kolejne kroki, by znaleźć się jak najdalej od głównych drzwi. Skierowałam się w kierunku ławek, gdzie miała czekać na mnie Domi.
    Zauważyłam ją praktycznie od razu, gdyż jej duży, słomiany kapelusz wyróżniał się w tłumie. Pokręciłam głową z rozbawieniem, gdy przeleciałam wzrokiem po reszcie jej stroju. Jej opalenizna ładnie kontrastowała z białą sukienką, ale byłam niemal pewna, że jeszcze za nim wylądujemy w Los Angeles, będzie narzekała na bolące stopy. Buty, które miała na sobie były ładne, ale niewygodne. Domi na próżno starała się wmówić sobie za każdym razem, gdy je nakładała, że będzie inaczej. A potem ja musiałam wysłuchiwać jej marudzenia.
   Dominica była kompletnym przeciwieństwem mnie, jeśli chodzi o wygląd. Moje sięgające nieco za ramiona blond włosy i jasna cera kontrastowały z jej opalonym ciałem i ciemnymi włosami. Ja miałam piwne oczy, a ona zachwycała wszystkich swoimi niebieskimi tęczówkami.
    Na szczęście z charakteru idealnie się dopasowywałyśmy. Miałyśmy podobne poczucie humoru, takie same gusty i zawsze dobrze czułyśmy się w swoim towarzystwie. Rzadko zdarzało się, żebyśmy się kłóciły, a kilka dni pozbawionych spotkań ze sobą były dla nas katorgą.
    Byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami i byłam pewna, że to miało się już nigdy nie zmienić.
    - Mam nadzieję, że nie czekałaś na mnie zbyt długo? – spytałam szatynki, kiedy znalazłam się tuż obok niej. Uniosła delikatnie głowę i spojrzała na mnie wilkiem. Najwyraźniej czekała dłużej, niż miałaby na to ochotę. – A tak przy okazji… Cześć, przyjaciółko.
    Pochyliłam się i pocałowałam ją w policzek, a Domi przewróciła tylko oczami i zaraz się uśmiechnęła. Wstała z zajmowanego przez siebie miejsca i objęła mnie ramieniem.
    - To jest ten dzień, Martino Scott – powiedziała dumnym głosem, drugą ręką rozgarniając powietrze przed sobą i wpatrując się gdzieś w sufit. – Dzień, w którym dwie desperatki postawią swoją nowojorską stopę w Los Angeles, sprawiając, że cały świat zatrzyma się na kilka sekund, by podziwiać te dwie, wspaniałe damy, którym nikt nie ośmieli się przeciwstawić.
    W momencie, gdy skończyła wygłaszać swoją przemowę, nieznajomy facet o rozbudowanych barkach uderzył ją w ramię swoją torbą, tak, że dziewczyna zatoczyła się do tyłu i upadłaby, gdybym jej nie przytrzymała. Zaczęłam się śmiać, a Domi spojrzała wściekle za odchodzącym mężczyzną i posłała w jego stronę środkowy palec.
    - Nikt oprócz jakiegoś idioty, który zdecydowanie ma problemy ze sterydami – warknęła szatynka i potarła obolałe ramię. Przeniosła wzrok na mnie i uniosła brwi do góry. – To wcale nie jest śmieszne, więc zachowaj swój piękny uśmiech do oświetlania ulic w Los Angeles, a teraz bierz swoje rzeczy i w ciszy udajmy się na odprawę.
    - Jesteś po prostu niemożliwa, Domi – powiedziałam ze śmiechem, chwytając za rączkę swojej walizki i ruszając za przyjaciółką. – Naprawdę nie wiem, jak ja z tobą wytrzymuję.


3.

    Kiedy w końcu po ciągnącej się w nieskończoność odprawie znalazłyśmy się w samolocie, nie mogłam ukryć podekscytowania. Tylko kilkanaście minut dzieliło nas od wystartowania, a jedynie kilka godzin od przybycia do Los Angeles.
    - Wyobrażasz to sobie, Marti? – zwróciłam się do siedzącej obok przyjaciółki. – Będziemy w Los Angeles! W Los Angeles!
    Blondynka zaśmiała się cicho i pokiwała z entuzjazmem głową. Po jej oczach widziałam jednak, że coś jest nie tak.
    - No więc jak przebiegło pożegnanie z Charliem?
    Martina spojrzała na mnie i wzruszyła ramionami. W jej oczach zalśniły łzy, więc objęłam ją ramieniem i przytuliłam do siebie.
    - Zobaczysz, że te trzy miesiące szybko zlecą i znów będziecie razem. – Potarłam jej ramię, by dodać dziewczynie trochę otuchy. – No, chyba że poznasz tam jakiegoś niesamowitego chłopaka, z którym będziesz miała krótki, lecz wspaniały romans, z którego wyjdzie mały, słodki bachorek.
    Dziewczyna zaśmiała się i delikatnie uderzyła mnie w ramię. Zawtórowałam jej, po czym wyjęłam z podróżnej torby aparat cyfrowy i machnęłam nim Martinie przed oczami.
    - Otrzyj łzy złotko, czas na pierwsze zdjęcie dokumentujące naszą podróż – powiedziałam i zrobiłam zabawną minę, wyciągając dłoń z aparatem przed siebie. Marti dołączyła do mnie i już po chwili kilka zabawnych zdjęć zapełniło pamięć urządzenia.
    - Domi? – Usłyszałam głos przyjaciółki, więc oderwałam wzrok od oglądanych fotografii i spojrzałam na nią. – Co byś zrobiła, gdybyś w Los Angeles poznała miłość swojego życia? Wróciłabyś ze mną, czy zostałabyś tam z nim?
    - Zdecydowanie bym z nim została. – Machnęłam ramionami i uśmiechnęłam się szeroko, widząc oburzoną minę dziewczyny. – Daj spokój, chyba nie myślisz, że mogłabym mieszkać tak daleko od ciebie? Poza tym, jadę tam by przeżyć przygodę, nie spotkać chłopaka.
    Martina pokiwała tylko głową, a ja wróciłam do oglądania zdjęć. Byłyśmy na nich takie radosne i już nie mogłam doczekać się, aż pokaże je rodzinie, kiedy wrócimy do Nowego Jorku.
    Kiedy w końcu samolot wzbił się w powietrze, włożyłam słuchawki do uszu i włączyłam muzykę z odtwarzacza MP4, po czym ułożyłam się wygodnie, by trochę podrzemać. Martina zrobiła dokładnie to samo.
    Gdy zamknęłam powieki, przed oczami pojawił mi się widok plaży w Los Angeles,  która przez cały pobyt w tym mieście miała stać się moim drugim domem. Uśmiechnęłam się sama do siebie, czując jak radość wypełnia całe moje ciało.
    Los Angeles, nadchodzimy.

11 komentarzy:

  1. Ciekawy rozdział. Fabuła wydaje się naprawdę fajna. Jeszcze ten szablon jest bajeczny *o* Będę czytać, na pewno :) Pozdrawiam ;*
    you-and-me-equals-we.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się. Zapowiada się taka lekka, ciekawa historia, którą z chęcią będę śledzić. Nie mogę się doczekać przygód dziewczyn w Los Angeles. Wydaję mi się, ze trochę ich tam na nie czeka. Poza tym nasze bohaterki wydają się sporo od siebie różnić, ale to chyba najbardziej przyciąga ludzi - ich różnice. Cóż będę czekać na więcej. Póki co jestem pozytywnie nastawiano na ciąg dalszy. Więc do następnej notki! Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. No nareszcie! Już myślałam, że się nie doczekam. *-*
    Jak one mogą tak prychać na przepiękny, boski, genialny i omomomomomom Nowy Jork? Gdybym ja tam mieszkała... Żadna siła nadprzyrodzona nie zdołałaby mnie stamtąd wygonić. Nawet do Los Angeles. Ale jak widać, główne bohaterki nie mogą doczekać się przyjazdu do Kalifornii. Z pewnością liczą na dużo ciekawych przygód, wspomnień i takich różnych. Jestem prawie pewna, że obie znajdą dla siebie kalifornijskich dżentelmenów, którzy jeszcze bardziej umilą im ten czas. Właśnie... tak się zastanawiam czy związek Martiny i Charliego wytrzyma próbę czasu. Widać, że totalnie się kochają i zależy im na tej relacji, więc tym bardziej zżera mnie ciekawość czy uda mi się to jakoś pogodzić i nadal będą ze sobą, czy jednak coś się między nimi niedobrego zdarzy... Intryguje mnie to, zdecydowanie.
    Takim to pozazdrościć! Domi i Martina tworzą cudowną przyjaźń. Przynajmniej tak to póki co wygląda. Mam tylko nadzieję, że nic się między nimi nie zepsuje, bo szkoda by było.
    Czekam na kolejny rozdział. Chcę się dowiedzieć, jakie są pierwsze wrażenia dziewczyn po przylocie do LA.
    Coś czuję, że uzależnię się od tego opowiadania.
    Życzę weny!

    http://ohwilliamsburg.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Po pierwsze: masz prześliczny szablon i miło się na to patrzy, nie bije po oczach i w ogóle.
    Po drugie: piszesz poprawnie gramatycznie i składniowo - wybacz, że o tym piszę, ale jestem wyczulona na tym punkcie a dzisiaj praktycznie wszystkie blogi pisane są przez dziesięciolatki, które nic nie umieją. I aż dziwne, że takie blogi mają po 50 komentarzy, skoro to właśnie takim opowiadaniom jak Twoje powinno się poświęcać jak najwięcej czasu. Piszesz bardzo ciekawie i mi się to podoba. Przekonuje mnie ta historia i będę ją czytać. :)

    W wolnym czasie zapraszam do siebie:
    http://wonderland-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie będę pisać, że super, extra. Takich słów używam do blogów które pisane są przez osoby z małym talentem. Opowieść jest bardzo ale to bardzo ciekawa. Nie wiem jak ja mogę to oceniać po przeczytaniu prologu i pierwszego rozdziału. Jednak tak mam. Piszesz iż początki bywają trudne. Teraz piszesz znakomicie więc już nie mogę doczekać się kiedy będziesz rozkręcona. Bardzo piękne cytaty? na początku. Chociaż odkrywają skrawek tajemnicy, przez to (ja tak uważam)osoba czytająca opowiadanie może się domyślić końca. Jednak jest to subtelne. Nie mogę się doczekać przygód dziewczyn w LA. Widać iż to ich marzenie. Co do bohaterek. Domi. Można by powiedzieć, że to ja chociaż ona ma "większą" duszę artystyczną. Mam nadzieje iż mężczyzna który do niej dobił to Zayn... Oceniam to po układzie nagłówka gdyż (wydaje mi się), że Zayn jest za Lou przez co pasuje do Domi, która jest za bohaterką (przepraszam imię wypadło mi z głowy)związaną z Charlie. Wiem iż to nie tym mogłaś się sugerować ;D
    Wydaje mi się, że to chyba tyle. Pozdrawiam!
    Zapraszam na nowego dopiero zaczętego bloga: faith-hope-love-zayn.blogspot.com
    PS proszę dodaj obserwatorów!

    OdpowiedzUsuń
  6. Coś czuję, że to będzie jedno z najlepszych opowiadań, jakie kiedykolwiek przeczytam. Zapowiada się wesoło i ciekawie. Jestem pewna, że pokocham główne bohaterki. O Louisie, Zaynie i reszcie chłopaków chyba mówić nie muszę. I tak ich kocham.
    Demi to taka wariatka, chociaż Marti też jest niczego sobie. No i wydaje się być naprawdę zakochana w Charliem. Ciekawe tylko na jak długo, he.
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, więc naprawdę się pośpiesz w jego pisaniu, dobrze? I te cytaty na samym początku są fajne, takie... prawdziwe.
    Trzymam za ciebie kciuki, mam nadzieję, że nigdy nie stracisz weny na to opowiadanie. Pozdrawiam! x

    OdpowiedzUsuń
  7. Przepraszam najmocniej, że dopiero teraz komentuję ten rozdział. Nie umiałam się zabrać za nadrabianie zaległości, a kiedy wreszcie zaczęłam, spadł na mnie pewien problem i nie dałam rady... Ech, nieważne.
    Wakacje w Los Angeles! Co prawda zazdroszczę bohaterkom samego mieszkania w Nowym Jorku, ale lato spędzone w Mieście Aniołów po prostu musi być udane. Swoją drogą polubiłam obie dziewczyny - wydają się pełne optymizmu i dobrej energii, dzięki czemu jestem pewna, że ich losy będę śledziła z prawdziwą przyjemnością. Oczywiście zrobiło mi się nieco przykro, kiedy doszło do pożegnania Martiny z Charliem - widać, że to kochająca się para - ale wprost nie mogę doczekać się ich przygód w nowym miejscu. Co się wydarzy przez te krótkie, a jednocześnie bardzo długie trzy miesiące? Sądzę, że Twoje opowiadanie będzie dla mnie idealną lekturą na lato :)
    Wiem, że mój komentarz wiele nie wnosi, ale na razie ciężko jest cokolwiek powiedzieć. Ten rozdział jest lekkim i zachęcającym wprowadzeniem do historii. A przede wszystkim - zakochałam się w Twoim stylu. Piszesz naprawdę bardzo dobrze, tak więc jesteś kolejną osobą, od której mogę się uczyć :)
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam nadzieję, że Martina nie wda się w żaden romans. Jeju ile bym dała za to, żeby polecieć do Los Angeles... Rozdzial jak zwykle świetny :)
    Sorry za takie lakoniczne komentarze, ale nie jestem za dobra w ich pisaniu...

    OdpowiedzUsuń
  9. O jej, zapowiada się ekscytująco, aż mam ochotę usiąść i przeczytać wszystko za jednym zamachem! :)
    Podoba mi się postać Domi, nawet jeśli sama mam tak na imię i nienawidzę, gdy ktoś je tak zdrabnia ;P W każdym razie - dobry wybór imienia! Haha :D Martina też jest sympatyczna, tylko boję się, że w Mieście Aniołów stanie się coś co ją złamię i bidulka będzie przez to cierpieć. Jest w niej dużo takiego życiowego smutku.
    Jak przeczytałam prolog to myślałam, że będzie to bardziej opowiadania typu: dwie stare przyjaciółki siedzą i przeglądają zdjęcia wspominając stare, dobre czasy, ale chyba masz na to inny pomysł, więc nie będzie przeszkadzać ;)
    Kurczę, chcę już wiedzieć co się wydarzy w Los Angeles!!!

    xx

    OdpowiedzUsuń
  10. Poprzedni szablon naprawdę bardzo mi się podobał, ale w tym jest coś tak magicznego, że się rozpływam *.* Pod poprzednim postem chyba zapomniałam dodać, jak bardzo spodobała mi się obsada w Twojej historii. Hilary i Jessica <3 Uwielbiam je :D A wracając do opowiadania, to pierwszy rozdział jest równie zachwycający co prolog. Takie spokojne wprowadzenie w historię, dużo przypuszczeń można wysnuć po niektórych fragmentach. Np. wydaje mi się, czy pytania dziewczyn nie były przypadkowe? No, chyba odpowiedź dostanę z czasem :3 Chyba polubiłam te dziewczyny, choć na razie w sumie nie wiele o nich wiem, to i tak przypadły mi do gustu.
    Pozdrawiam serdecznie :)
    {Things I can}

    OdpowiedzUsuń
  11. nie wiem, jak macha się ramionami, ale to zdecydowanie jeden z lepszych zwrotów, jakie poznałem . ;d

    OdpowiedzUsuń